Wyszliśmy z mojego „więzienia". Musieliśmy być ostrożni i nie pozwolić się złapać. Mimo iż trochę ludzi pojechało to nie mieliśmy pewności ile zostało ich tutaj na miejscu. Szliśmy powoli.
- Gdzie idziemy? – spytałam szeptem.
- Do biura szefa.
- Po co? – Zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy.
- Musze coś znaleźć.
Powoli złapał za klamkę. Uchylił drzwi i między szparę włożył głowę. Gdy stwierdził, że nikogo nie ma, otworzył szerzej drzwi i wszedł do środka. Ja zaraz za nim, zamknęłam drzwi i stanęłam na środku pomieszczenia na nowo rozglądając się po nim. Hindus czegoś szukał, dlatego co chwila podchodził do kolejnych półek. Czego szukał? Nie wiem.
Zaczęłam krążyć po pokoju. W końcu doszłam do biurka szefa, gdzie Hindus właśnie grzebał. Przypadkowo trącił ręką myszkę. Monitor od komputera się zaświecił. Na ekranie pojawiły się zgłoszenia zaginięcia blondynki, którą widziałam w bagażniku a obok zdjęcie moje i moje dane.
- Zobacz.- szepnęłam niedowierzając.
Hindus podniósł wzrok. Był tak samo zaskoczony jak ja.
- Przecież to pani! – Wskazał palcem na zgłoszenie.
- I jeszcze ta blondynka, którą widziałam.
- Angela Evans.
- Znasz ją?
- Nie, a pani?
- Osobiście nie, ale gdzieś ją już widziałam. Kojarzy mi się z telewizją. Może to jakaś ważna osoba. – zaczęłam Myślec opierając się o biurko.
- Polityk?
- Nie.
- Może coś z gospodarką?
- Już wiem! – krzyknęłam.
- Ciszej, bo nas usłyszą!
- Ona wynalazła lek. To było nowe odkrycie, przełom.
- Jaki lek?
- Już jakiś czas temu. Lek na odporność, żeby nie chorować. Osobiście go nie stosowałam, wolę domowe sposoby.
- I ona to wynalazła?
- Tak.
- To dlaczego ją zabili? Przecież nie zrobiła nic złego.
- Nie mam pojęcia. Może jak pogrzebiemy w tym komputerze to się czegoś dowiemy.
Usiadłam na wygodnym fotelu szefa i zaczęłam powoli przeszukiwać wszystkie pliki na pulpicie. Było ich bardzo dużo. Hindus wytrwale stał obok patrząc uważnie na wszystkie moje ruchy.
Powoli zaczynałam się zastanawiać czy ma to sens. Denerwowało mnie to, że nie potrafię szukać szybko i skutecznie.
Gdy już chciałam się poddać zauważyłam folder mający ikonę tabletek. Weszłam tam, wyświetliło się pełno dokumentów i zdjęć
- To chyba jest to. – powiedziałam szturchając Hindusa w łokieć.
- Firma Dwelms. – przeczytał.
- Tak to oni.
Kliknęłam na pierwszy dokument. Był w nim opisany skład leku. Dziwiło mnie to, że było to zrobione bardzo dokładnie. Połowy z tego nie rozumiałam, ale zastanawiało mnie, po co im takie rzeczy.
Oglądaliśmy z Hindusem wszystkie dokumenty i zdjęcia po kolei. Choć nie widzieliśmy związku pomiędzy szajką szefa a firmą leku, który zwiększał odporność, to swoje przypuszczenia mieliśmy.
W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk silników, nadjeżdżających samochodów. Oboje podeszliśmy do okna, żeby zobaczyć, co się dzieje.
- Wrócili. – powiedziałam przerażona.
Czas leciał nieubłaganie. W czasie, gdy my zdążyliśmy dojść tylko do gabinetu szefa, oni zdążyli załatwić swoje sprawy i wrócić.
- Co teraz?
- Musimy jak najszybciej uciec.
Zrobiłam trzy kroki do przodu i przystanęłam przypominając sobie coś.
- Masz to, co szukałeś?
- Tak. Chodź już. – ponaglił mnie.
Wziął mnie pod rękę i wyszliśmy ostrożnie z gabinetu. Szliśmy równym, szybkim krokiem. On szedł zdecydowanie patrząc przed siebie. Natomiast ja strasznie się bałam. Teraz mogło się stać wszystko. Ale już zdecydowaliśmy. Nie było odwrotu.
Komentarze
Prześlij komentarz