Rozglądałam się po pomieszczeniu już jakiś czas. Mimo to, nic ciekawego nie znalazłam. Łudziłam się, że znajdę jakiś scyzoryk lub coś ostrego, czym mogłabym przeciąć węzły na nadgarstkach.
Na drewnianych regałach w kartonach były książki związane z prawem: kodeksy karne, cywilne i różne ustawy. Ogólnie mówiąc nic, co by mi się przydało.
Postanowiłam przyjrzeć się biurku, które stało obok. Odwróciłam się plecami do regału i zaczęłam skakać. Nie było mowy o chodzeniu. Pod wpływem ciężaru mego ciała parkiet wydawał charakterystyczny dla siebie dźwięk. Wystraszyłam się tego i odruchowo spojrzałam w stronę drzwi. Starałam się być cicho, nawet wstrzymałam oddech, ponieważ nasłuchiwałam kroków.
Po kilkunastu sekundach zdałam sobie sprawę, że drzwi są na tyle solidne, że nie było raczej nic słychać. Miało to swój plus, mogłam robić, co mi się podobało. Z drugiej strony, gdybym zaczęła krzyczeć nikt by nie usłyszał.
Na biurku były stare pożółkłe dokumenty. Ręką rozłożyłam je po całym biurku. Były tam jakieś rachunki, faktury, oferty handlowe. Nic ciekawego. Złożyłam papiery we wcześniejszą kupkę.
Schyliłam się żeby zobaczyć czy nie ma jakichś szuflad. Nie było, zamiast nich na podłodze stało kartonowe pudło. Nie dałabym rady go podnieść, więc powoli uklękłam przy nim i otworzyłam wieko. Pod nim zobaczyłam zdjęcia.
Jedno z nich najbardziej przykuło moją uwagę. Przedstawiało ono szczęśliwą rodzinę. Młoda uśmiechnięta brunetka, ubrana w zieloną sukienkę na ramiączkach. Obok nieco starszy jej mąż w okularach trzymający na rękach niemowlę owinięte w kocyk. Ich widok sprawił, że uśmiechnęłam się. Lubiłam, gdy ludzie wokół mnie byli pełni szczęścia i radości.
Odłożyłam zdjęcie na bok. W pudełku znajdowały się również obrączki, zdjęcia z USG, akt małżeństwa i inne pamiątki. Uznałam, że nie będę grzebać w czyimś życiu. Zanim jednak schowałam wszystko z powrotem moją uwagę przykuła policyjna teczka. Widziałam takie nieraz u Maddie w pracy na biurku. Z zawodu była policjantką i pracowała przy morderstwach. Radio, które prowadziliśmy po południu było dla niej odskocznią i sprawiało przyjemność. Praca w policji była dla niej upierdliwa ze względu na papierkową robotę.
W aktach znajdowały się przerażające zdjęcia, które wywołały u mnie niepokój. Spalony samochód, wcześniej rozbity wskutek uderzenia w drzewo. Zmasakrowane ciała. Zaczęłam czytać o wypadku.
Śliska nawierzchnia i zbyt wysoka prędkość doprowadziły do poślizgu i uderzenia w drzewo. Zginęły dwie kobiety i dójka dzieci.
To zdarzenie mną wstrząsnęło. Domyślałam się, że jedną z ofiar była kobieta ze wcześniejszego zdjęcia i jej dziecko. Poczułam ból. Wiedziałam jak czuje się rodzina po takiej tragedii. Wiele nasłuchałam się z opowieści Jacka.
Miało to miejsce dwa lata temu. Wracał razem z żoną i dwuletnią córeczką z wakacji. Było już ciemno, Jack był zmęczony, ale jechał dalej. Z daleka zobaczył jak samochody jadące z naprzeciwka się wyprzedzają. Jeden zmierzał wprost na nich. Jack gwałtownie skręcił w prawo, wypadli z trasy i wpadli do jeziora.
Gdy wyszedł ze szpitala nie mógł się odnaleźć w nowej sytuacji. Zaczął się upijać. Nie dbał o siebie. Dopiero pół roku temu zaczął chodzić na spotkania do AA. Tam poznał Andy'ego. Stanął na nogi. Wiem, że do dzisiaj nie jest mu łatwo. Nadal kocha żonę i nie potrafi się związać z nikim innym. Nadal trzyma wszystkie rzeczy żony i dziecka. Prawda o wypadku jest tak bolesna, że z naszej paczki tylko ja o niej wiem.
Włożyłam wszystkie rzeczy do pudełka i wstałam z ziemi. Oparłam się o biurko i zaczęłam się zastanawiać, do kogo należą te skarby. Czyżby któryś z porywaczy przeżył taką tragedie? Jeśli tak to bardzo mu współczułam. Być może, dlatego się pogubił i wybrał taką a nie inną drogę życiową.
Ze świata wspomnień i rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Stało się to w tak niespodziewanym momencie, że się przestraszyłam. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, któremu pomagałam na drodze. Tym razem był ubrany zwyczajnie: białe buty, ciemne jeansy, biała bluzka na krótki rękaw. Włosy w nieładzie i ten uśmiech.
- Wyspana? – zapytał podchodząc do mnie.
- Spadaj. – odburknęłam pod nosem.
- Uśmiechnij się. To twój szczęśliwy dzień. Poznasz szefa.
Komentarze
Prześlij komentarz