Zamiast skręcić koło centrum zdrowia na Nørrestræde i jechać do domu, pojechałam prosto. Dopiero po chwili zorientowałam się, że przegapiłam skręt. Jednak chwilę się zastanowiłam i doszłam do wniosku, że intuicja podpowiedziała mi tak. Słuchając jej dalej zaparkowałam czerwonego Land Rover'a na Dragonovej, gdzie mieścił się posterunek policji.
Przed wyjściem z samochodu spojrzałam w lusterko. Na szczęście nie było widać, że płakałam kilka minut temu. Poprawiłam rozwichrzoną grzywkę na prosto. Sprawdziłam jeszcze telefon. Jednak Mark nadal się nie odzywał. Wysiadając z auta zarzuciłam szarą torebkę na ramię i ruszyłam do środka budynku.
Przy wejściu przywitał mnie niski i stary portier z uśmiechem. Odpowiedziałam mu bez entuzjazmu ruszając w stronę schodów. Weszłam na drugie piętro. Na końcu korytarza zobaczyłam przyjaciółkę. Chciałam ją zawołać, ale się powstrzymałam, gdy podszedł do niej mężczyzna. Maddie zaczęła coś mówić podnosząc głos.
Zatrzymałam się w odległości siedmiu metrów. Nie chciałam przeszkadzać, zwłaszcza w takiej ekscytującej debacie. Oparłam się o parapet okna, spuściłam głowę na dół i zamknęłam oczy, które mimo wczesnego popołudnia już były zmęczone i paliły od łez.
Po chwili otworzyłam je, gdy hałas rozmów ucichł. Rozejrzałam się dookoła. Na korytarzu nagle zrobiło się pusto. Tylko jedna osoba siedziała na ławce z głową wspartą na dłoniach. Była to Maddie. Pomyślałam, że coś poszło nie po jej myśli, dlatego dosiadłam się do niej z zamiarem dowiedzenia, co się stało.
- Hej. - powiedziałam cicho.
Wzrok z podłogi przeniosła na mnie. Odpowiedziała na przywitanie i wróciła wzrokiem na ziemię. Trochę zbiło mnie to z tropu. Ona zawsze była żywiołowa. Nawet, gdy nie miała humoru tryskała energią. Nigdy nie dawała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Działo się tak tylko w skrajnych przypadkach. Teraz wyglądała jakby z trzy dni nie spała, nie jadła i nie piła kawy.
- Maddie... - zaczęłam niepewnie.
- Czekaj. - rzuciła stanowczo i z tą samą energią, co zawsze ruszyła przed siebie.
Przesunęłam się na miejsce, gdzie siedziała wcześniej blondynka. Stąd miałam lepszy widok na jej poczynania.
Podeszła do tego samego mężczyzny, z którym rozmawiała wcześniej. Wyglądał raczej na zwykłą osobę z zewnątrz a nie funkcjonariusza policji. Miał brązowe włosy. Był trochę wyższy od Maddie. Ubrany w koszulkę w biało-czarne paski na to jasnobrązowy płaszcz, ciemne jeansy i białe adidasy.
Przeniosłam wzrok na przyjaciółkę. Różniła się ubiorem od swego rozmówcy. Miała na sobie czarne rurki, białą koszulę z rozpiętym dekoltem i czarne buty na obcasach.
Obserwowałam jak żywo gestykuluje tłumacząc coś brunetowi, który ze spokojem na twarzy wysłuchał jej wątpliwości przy okazji przeglądając dokumenty. W końcu odpowiedział jej coś. Ona chwilę stała nie wiedząc, co powiedzieć. Następnie ruszyła do swojego przeszklonego gabinetu. Przez chwilę zastanowiłam się czy do niej iść, ale ona zaraz wyszła z torbą w ręce i różowym płaszczem na plecach.
- Jedziemy na lody, gofry czy po prostu do mnie? - spytała stając przede mną.
- A-ale czemu? - wybełkotałam nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji.
- Wzięłam wolne. - mówiąc to uśmiechnęła się.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Normalnie, czy ja zawsze muszę być w pracy?
- Nie.
- Właśnie, więc chodź. - Pociągnęła mnie za rękę. - Mam nadzieję, że przyjechałaś samochodem.
- Tak.
- To dobrze, moje jest w naprawie.
**~**~**~**
Chociaż nie miałam ochoty na nic i najchętniej spędziłabym dzień w łóżku, obecność przyjaciółki mi na to nie pozwalała. Miałam ochotę krzyczeć i płakać. Co chwila kontrolowałam się żeby tego nie zrobić.
Stałam w kuchni i czekałam na gotującą się wodę. Pokroiłam ciasto i zaczęłam nasypywać kawę do kubków. Moje ruchy były spowolnione i niedbałe. W końcu ręką strąciłam z blatu kubek, który spadł na ziemię roztrzaskując się. Słysząc hałas Maddie opuściła salon i przybiegła do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
Nie odpowiedziałam. Zaczęłam zbierać resztki ceramiki do kosza.
- Ja to zrobię. Idź usiąść.
Znów nic nie mówiąc wstałam z podłogi i wyszłam. Poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Oparłam głowę na kolanach i głośno westchnęłam. Po chwili przyszła Maddie z kawą i ciastem.
- Jak się czujesz? - spytała siadając obok mnie.
- Jakoś. - odpowiedziałam i się rozpłakałam.
Maddie automatycznie mnie przytuliła. Nie mówiła nic, ani nie próbowała w żaden sposób mnie uspokoić. Wiedziała, że musze się wypłakać.
Po upływie jakiegoś czasu już było w porządku. Uspokoiłam się, przestałam płakać i myśleć o moich najbliższych.
- Napij się kawy póki jeszcze jest ciepła. - zasugerowała przyjaciółka podając mi kubek. - Ciasto, które pokroiłaś też musimy spróbować. Wygląda pysznie. Poza tym patrz, co znalazłam w którejś z półek.
Wyciągnęła zza pleców czekoladę z dużymi orzechami i pomachała mi nią przed oczami.
- Trzeba to wszystko zjeść, bo się zepsuje. Ale myślę, że same nie damy radę. - powiedziałam.
- O to się nie martw.
Komentarze
Prześlij komentarz