Przejdź do głównej zawartości

Świadek prawdy 2 - rozdział 12


       Chociaż pierwszy raz widziałam tego faceta w takim wydaniu, wiedziałam, że nie bez powodu mnie szturchnął. Dopiero po paru sekundach skojarzyłam te oczy.

        - Ej! - krzyknęłam za nim.

       Ale mężczyzna się nie zatrzymywał. Może nie słyszał, choć wydawało mi się, że wystarczająco głośno wołam. Chyba, że celowo mnie ignorował.

       - Stój! - krzyknęłam ponownie i ruszyłam za nim.

       - Camilla! - usłyszałam przyjaciela za sobą.

       Nie było jak mu opowiedzieć o moich skojarzeniach i przypuszczeniach. Teraz dla mnie najważniejsze było złapanie tego typa. On mógł cokolwiek wiedzieć. Przecież nikt ot tak nie szwęda się po nie swoim domu.

       - Hej ty! - ponowiłam krzyki będąc prawie obok niego.

       Wtedy się odwrócił. Widząc moją twarz uśmiechnął się zadziornie i zaczął biec.
Wybaczcie, ale musiałam go dodać. Rozbraja mnie na tym zdjęciu XD 

       Tego mi było trzeba. Zabawy w berka. Nienawidziłam sportu, ale nie zamierzałam tak łatwo się poddać.

       Szatyn skrecał z łatwością w różne małe uliczki. Ja nie potrafiłam wyrobić na zakrętach co spowodowało, że powoli zaczynał mi umykać. Z każdą minutą zwalniałam aż stanęłam w miejscu. Złapała mnie kolka. Kucnęłam by zmniejszyć ból obserwując uciekiniera, który wsiadł na motor i odjechał. Po chwili dołączył do mnie Jack oddychając tak głośno jak ja.

       - Starym bykom bez kondycji biegać się zachciało. - pomyślałam.

       - Cami... Czekaj... Gdzie ty...

       - RS15372 - zaczęłam powtarzać siadając na krawężniku.

       - Co? - spytał nie rozumiejąc.

       - Halo! Camilla! - nawoływała mnie Maddie z telefonu.

       - O Maddie! - przypomniało mi się, że przed pościgiem rozmawiałam z nią. - Słyszałaś?

       - Co?

       - Rejestracje motocyklu.

       - RS coś tam coś tam.

       - RS15372.

       - No.

       - Sprawdź to. Osoba, która nim odjechała to mój wandal i dusiciel.

       - Jesteś pewna?

       - Tak.

       - Już sprawdzamy.

       - Zaraz będę na komisariacie.

       - Ok.

       Rozłączyłam się i w końcu włożyłam telefon do kieszeni.

       - A mieliśmy zjeść gofry. - skomentował Jack.

       - Odechciało mi się. Kupmy tylko wodę w sklepie i jedźmy do Maddie. Ponoć jest postęp w sprawie. Może w końcu znaleźli Marka.

*~*~*~*

       Będąc już na miejscu od razu skierowaliśmy swoje kroki do gabinetu blondynki, jednak nie zastaliśmy jej tam. Chcieliśmy kogoś zapytać, gdzie ją możemy znaleźć i akurat na horyzoncie ukazał się Patrick. Ubrany na bordo-granatowo szedł patrząc w akta spoczywające w jego dłoniach.

       Dźgnęłam Jacka w bok żeby to on zaczął rozmowę. Ja jakoś nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.

       - Detektywie Berkeley!

       Brunet przeniósł wzrok z dokumentów na nasze dwie szczupłe sylwetki. Uśmiechnął się jak zwykle i podszedł do nas.

       - Dobrze panią widzieć. - zwrócił się do mnie ignorując Jacka.

       - My też się cieszymy, że nic panu nie jest. - Próbował zaistnieć mój przyjaciel, ale detektyw nawet na niego nie spojrzał.

       - Złapaliśmy tego motocykliste, ale musi pani potwierdzić czy to on. - Pokiwałam głową. - Zapraszam.

       Odwrócił się na pięcie i zaprowadził nas do pokoju umieszczonego obok miejsca przesłuchań. Przez lustro weneckie mogłam dokładniej mu się przyjrzeć.

       - To on. - powiedziałam stanowczo.

       - Mhm. W zasadzie to wszystko. Muszę go jeszcze przesłuchać. Ściągnąć tego Andy'ego żeby też potwierdził... No, ale pani może już iść.

       - Zaraz tylko gdzie znajdę Maddie?

       - Pojechała coś sprawdzić, ale powinna już wrócić.

       Wyszliśmy na korytarz i pierwsze co zobaczyliśmy to naszą przyjaciółkę rozmawiającą z Leo.

       - Sprawdź to jak najszybciej. - ponagliła go, a kiedy zniknął jej z oczu spojrzała w naszym kierunku. -  Dobrze, że już jesteś Cami, a Ty Jack nie w pracy?

       - Jutro pójdę.

       - O co chodzi Maddie? - spytałam zniecierpliwiona.

       - Co 'o co chodzi'? - niezakumała.

       - Mówiłaś coś przez telefon.

       - A! Nie tutaj, chodźcie.

       Podążyliśmy za nią do jej gabinetu. Gdy zamknęła drzwi i zasiadła we fotelu zaczęła mówić.

       - Szef nie może wiedzieć, że coś wiecie, rozumiano?

       - Tak. - odpowiedziałam bez wahania.

       - Nawet jeszcze mu nic nie powiedziałam, bo dopiero wróciłam. W nocy zadzwoniła do nas kobieta informując, że widziała mężczyznę, którego poszukujemy.

       - Marka?

       - Tak.

       Odetchnęłam z ulgą a w moich oczach pojawiły się łzy z którymi szybko się uporałam. To był dobry znak. Mark żyje.

       - Gdzie? - zapytałam.

       - Na stacji benzynowej w Spentrup.

       - Nic mu nie jest?

       - Nie wiemy. Byłam na tej stacji. Przeszukaliśmy ją, ale nie znaleźliśmy nic. Na szczęście mają tam monitoring. Kamery nagrały go, choć nie widać twarzy to po zachowaniu i posturze można stwierdzić, że to on.

       Maddie wyciagnęła z szuflady zdjęcie i położyła je przed nami. Faktycznie to był on.

       - Mark nie był sam. Pracownik zeznał, że widział go w obecności dwóch podejrzanych mężczyzn. Przyjechali tym ciemnym vanem. - mówiła pokazując kolejne zdjęcie.

       - Kto to jest i po co im Mark?

       - Nie wiem. Spróbujemy to ustalić.

       - Jak?

       - Jesteśmy w trakcie szukania vana. Wysłaliśmy do wszystkich w okolicy dokładny opis.

       - Co teraz?

       - Teraz musimy poczekać. Może szef wyciągnie coś z twojego dusiciela.

       - Myślisz... - przerwałam słysząc dźwięk telefonu blondynki.

       Maddie spojrzała na ekran i od razu odebrała.

       - Co masz?... Jaką?... Coś jeszcze?.. Dobra, dzięki.

       - Coś się stało? - wyprzedził mnie pytaniem Jack.

       - W mieszkaniu tego amerykanina Davida Innisa znaleziono broń z której zabito Kai'a.

*~*~*~*

       Wracaliśmy do mojego domu. Poprosiłam żeby to Jack prowadził, chciałam się na spokojnie zastanowić, bo wydawało mi się to dziwne. Najpierw w sprawie nie było żadnych postępów a teraz wszystko wypływało na wierzch. Zastanawiało mnie jak to możliwe, że taki dobry zespół nie potrafił nic znaleźć przez kilka dni? A tu nagle jednego dnia Mark pojawia się na stacji, mają opis vana, odnajduje się dusiciel i narzędzie zbrodni. Czyżby ktoś z policji był w to wmieszany i odsłania dowody kiedy chce i tylko takie, które mu się podobają?

       - Nie wiem. -  powiedziałam na głos.

       - Czego nie wiesz?

       - Wszystkiego.

       Jack się zaśmiał skręcając w prawo.

       - A dokładniej?

       - To zbyt dużo jak na jeden dzień.

       - Za dużo wrażeń?

       - Za dużo dowodów.

       - Myślałem, że cieszysz się z tego, że Mark żyje i nic mu nie jest.

       - Cieszę się, ale coś tu nie pasuje.

       - Nie wymyślaj nowych problemów. - stwierdził parkując.

       Może miał rację. Może tylko mi się wydawało. Albo mój umysł był już tak przewrażliwiony, że we wszystkim szukał jakiś intryg. Postanowiłam, że póki co dam sobie z tym spokój.

       Wychodząc z samochodu zobaczyłam naszą grubokościstą sąsiadkę z psem. Stała przed blokiem. Od razu mój humor zmienił się. Nie lubiłam jej, ale zwykle nie dawałam jej tego odczuć. Dzisiaj wiedziałam, że się nie pohamuje.

       - Idziemy?

       - Śpieszy ci się gdzieś?

       - Głodny jestem. Czas na obiad.

       - Poczekam aż ta głupia baba wejdzie. - powiedziałam wskazując palcem na nią.

       - Nie będę umierać z głodu przez twoją rudą sąsiadkę.

       Jack wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy przed siebie. Patrzyłam pod nogi myśląc, że być może mnie nie zauważy, jednak myliłam się.

       - O pani Camilla, dzień dobry.

       - Dzień dobry.

       - Co to się u pani dzieje kochaniutka?

       - Nic. -  odpowiedziałam i chciałam wejść na klatkę schodową, ale zatrzymała mnie ręką.

       - Policja, obcy mężczyźni i nie widzę mojego ulubionego sąsiada pana Marka...

       - Jako pani jedyna to wszystko zauważyła. Inni sąsiedzi nie wtykają nosa pod każde drzwi. Ciekawe dlaczego.

       - Kochaniutka martwię się o ciebie. Co u Marka?

       - Nic. Zabiłam go, bo mi nie chciał zmienić kół na letnie, a to mój nowy partner. Życzę miłego. - powiedziałam zdenerwowana uciekając od sąsiadki.

       - Eee... - wypowiedział jakże wymowną samogłoskę "mój nowy partner" będąc w osłupieniu moim zachowaniem.

       - Lepiej nic nie mów. - ostrzegłam go na co tylko pokiwał głową.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#22 Reakcja gif BTS, kiedy chcesz go pocałować

Witam!  Chociaż chciałoby się zaśpiewać "Fire~!", to niestety nie będzie to reakcja z ogniem. Słabo mi one wyszły za co przepraszam. Poprawię się... Kiedyś xD Dedykowane: JiminJessi J-HOPE Spędzałaś niedzielne popołudnie w salonie z Hobim choć każde z was robiło zupełnie coś innego. Ty czytałaś książkę, a raper robił sobie zdjęcia. Przy czym jego miny były takie urocze, że nie potrafiłaś skupić się na treści książki i uśmiechałaś się pod nosem. W końcu nie wytrzymałaś i musiałaś coś powiedzieć. - W takich momentach mam ochotę cie pocałować. Hoseok przestał robić zdjęcia i powoli przeniósł swój wzrok na ciebie. Przez chwilę zastanawiał się czy faktycznie mówisz do niego, ale widząc, że wokół nikogo nie ma uśmiechnął się. - Więc chodź i to zrób. Masz na to pięć sekund. Jeden... - zaczął odliczanie. Mimo iż od razu poderwałaś się z miejsca chłopak przyśpieszył tempo wypowiadanych liczb i gdy rzuciłaś się na niego było już zero. - Przegrałaś. Dostaniesz za to karę

#30 Reakcje gif BTS, kiedy nie masz humoru

Witajcie kochani!  Przepraszam Was za to opóźnienie, ale nie miałam, kiedy napisać tej reakcji dopiero wczoraj w nocy. Z tego co mi się wydaje, ta reakcja jest jedną z najdłuższych, ale mam nadzieję, że wytrwacie do końca i się nie znudzicie :) Dedykowane: TaeKas

#42 Reakcja gif BTS, kiedy mu przeszkadzasz

Elo!  No szczerze mówiąc jestem w szoku. Dawno nie udało mi się napisać reakcji nie robiąc sobie przerwy. Poza tym wydaje mi się, że reakcje (niektóre) są długie, więc cieszę się, że mi się udało bez osiągania. Tylko jest jeden minus w tej sytuacji: znowu się nie wyrobiłam z terminem. Ale chyba już się do tego przyzwyczailiście, co? :P Reakcja gif BTS, kiedy mu przeszkadzasz  Taniec godowy xD  Dedykowane: Kookisio