Chociaż pierwszy raz widziałam tego faceta w takim wydaniu, wiedziałam, że nie bez powodu mnie szturchnął. Dopiero po paru sekundach skojarzyłam te oczy.
- Ej! - krzyknęłam za nim.
Ale mężczyzna się nie zatrzymywał. Może nie słyszał, choć wydawało mi się, że wystarczająco głośno wołam. Chyba, że celowo mnie ignorował.
- Stój! - krzyknęłam ponownie i ruszyłam za nim.
- Camilla! - usłyszałam przyjaciela za sobą.
Nie było jak mu opowiedzieć o moich skojarzeniach i przypuszczeniach. Teraz dla mnie najważniejsze było złapanie tego typa. On mógł cokolwiek wiedzieć. Przecież nikt ot tak nie szwęda się po nie swoim domu.
- Hej ty! - ponowiłam krzyki będąc prawie obok niego.
Wtedy się odwrócił. Widząc moją twarz uśmiechnął się zadziornie i zaczął biec.
Wybaczcie, ale musiałam go dodać. Rozbraja mnie na tym zdjęciu XD |
Tego mi było trzeba. Zabawy w berka. Nienawidziłam sportu, ale nie zamierzałam tak łatwo się poddać.
Szatyn skrecał z łatwością w różne małe uliczki. Ja nie potrafiłam wyrobić na zakrętach co spowodowało, że powoli zaczynał mi umykać. Z każdą minutą zwalniałam aż stanęłam w miejscu. Złapała mnie kolka. Kucnęłam by zmniejszyć ból obserwując uciekiniera, który wsiadł na motor i odjechał. Po chwili dołączył do mnie Jack oddychając tak głośno jak ja.
- Starym bykom bez kondycji biegać się zachciało. - pomyślałam.
- Cami... Czekaj... Gdzie ty...
- RS15372 - zaczęłam powtarzać siadając na krawężniku.
- Co? - spytał nie rozumiejąc.
- Halo! Camilla! - nawoływała mnie Maddie z telefonu.
- O Maddie! - przypomniało mi się, że przed pościgiem rozmawiałam z nią. - Słyszałaś?
- Co?
- Rejestracje motocyklu.
- RS coś tam coś tam.
- RS15372.
- No.
- Sprawdź to. Osoba, która nim odjechała to mój wandal i dusiciel.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Już sprawdzamy.
- Zaraz będę na komisariacie.
- Ok.
Rozłączyłam się i w końcu włożyłam telefon do kieszeni.
- A mieliśmy zjeść gofry. - skomentował Jack.
- Odechciało mi się. Kupmy tylko wodę w sklepie i jedźmy do Maddie. Ponoć jest postęp w sprawie. Może w końcu znaleźli Marka.
*~*~*~*
Będąc już na miejscu od razu skierowaliśmy swoje kroki do gabinetu blondynki, jednak nie zastaliśmy jej tam. Chcieliśmy kogoś zapytać, gdzie ją możemy znaleźć i akurat na horyzoncie ukazał się Patrick. Ubrany na bordo-granatowo szedł patrząc w akta spoczywające w jego dłoniach.
Dźgnęłam Jacka w bok żeby to on zaczął rozmowę. Ja jakoś nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
- Detektywie Berkeley!
Brunet przeniósł wzrok z dokumentów na nasze dwie szczupłe sylwetki. Uśmiechnął się jak zwykle i podszedł do nas.
- Dobrze panią widzieć. - zwrócił się do mnie ignorując Jacka.
- My też się cieszymy, że nic panu nie jest. - Próbował zaistnieć mój przyjaciel, ale detektyw nawet na niego nie spojrzał.
- Złapaliśmy tego motocykliste, ale musi pani potwierdzić czy to on. - Pokiwałam głową. - Zapraszam.
Odwrócił się na pięcie i zaprowadził nas do pokoju umieszczonego obok miejsca przesłuchań. Przez lustro weneckie mogłam dokładniej mu się przyjrzeć.
- To on. - powiedziałam stanowczo.
- Mhm. W zasadzie to wszystko. Muszę go jeszcze przesłuchać. Ściągnąć tego Andy'ego żeby też potwierdził... No, ale pani może już iść.
- Zaraz tylko gdzie znajdę Maddie?
- Pojechała coś sprawdzić, ale powinna już wrócić.
Wyszliśmy na korytarz i pierwsze co zobaczyliśmy to naszą przyjaciółkę rozmawiającą z Leo.
- Sprawdź to jak najszybciej. - ponagliła go, a kiedy zniknął jej z oczu spojrzała w naszym kierunku. - Dobrze, że już jesteś Cami, a Ty Jack nie w pracy?
- Jutro pójdę.
- O co chodzi Maddie? - spytałam zniecierpliwiona.
- Co 'o co chodzi'? - niezakumała.
- Mówiłaś coś przez telefon.
- A! Nie tutaj, chodźcie.
Podążyliśmy za nią do jej gabinetu. Gdy zamknęła drzwi i zasiadła we fotelu zaczęła mówić.
- Szef nie może wiedzieć, że coś wiecie, rozumiano?
- Tak. - odpowiedziałam bez wahania.
- Nawet jeszcze mu nic nie powiedziałam, bo dopiero wróciłam. W nocy zadzwoniła do nas kobieta informując, że widziała mężczyznę, którego poszukujemy.
- Marka?
- Tak.
Odetchnęłam z ulgą a w moich oczach pojawiły się łzy z którymi szybko się uporałam. To był dobry znak. Mark żyje.
- Gdzie? - zapytałam.
- Na stacji benzynowej w Spentrup.
- Nic mu nie jest?
- Nie wiemy. Byłam na tej stacji. Przeszukaliśmy ją, ale nie znaleźliśmy nic. Na szczęście mają tam monitoring. Kamery nagrały go, choć nie widać twarzy to po zachowaniu i posturze można stwierdzić, że to on.
Maddie wyciagnęła z szuflady zdjęcie i położyła je przed nami. Faktycznie to był on.
- Mark nie był sam. Pracownik zeznał, że widział go w obecności dwóch podejrzanych mężczyzn. Przyjechali tym ciemnym vanem. - mówiła pokazując kolejne zdjęcie.
- Kto to jest i po co im Mark?
- Nie wiem. Spróbujemy to ustalić.
- Jak?
- Jesteśmy w trakcie szukania vana. Wysłaliśmy do wszystkich w okolicy dokładny opis.
- Co teraz?
- Teraz musimy poczekać. Może szef wyciągnie coś z twojego dusiciela.
- Myślisz... - przerwałam słysząc dźwięk telefonu blondynki.
Maddie spojrzała na ekran i od razu odebrała.
- Co masz?... Jaką?... Coś jeszcze?.. Dobra, dzięki.
- Coś się stało? - wyprzedził mnie pytaniem Jack.
- W mieszkaniu tego amerykanina Davida Innisa znaleziono broń z której zabito Kai'a.
*~*~*~*
Wracaliśmy do mojego domu. Poprosiłam żeby to Jack prowadził, chciałam się na spokojnie zastanowić, bo wydawało mi się to dziwne. Najpierw w sprawie nie było żadnych postępów a teraz wszystko wypływało na wierzch. Zastanawiało mnie jak to możliwe, że taki dobry zespół nie potrafił nic znaleźć przez kilka dni? A tu nagle jednego dnia Mark pojawia się na stacji, mają opis vana, odnajduje się dusiciel i narzędzie zbrodni. Czyżby ktoś z policji był w to wmieszany i odsłania dowody kiedy chce i tylko takie, które mu się podobają?
- Nie wiem. - powiedziałam na głos.
- Czego nie wiesz?
- Wszystkiego.
Jack się zaśmiał skręcając w prawo.
- A dokładniej?
- To zbyt dużo jak na jeden dzień.
- Za dużo wrażeń?
- Za dużo dowodów.
- Myślałem, że cieszysz się z tego, że Mark żyje i nic mu nie jest.
- Cieszę się, ale coś tu nie pasuje.
- Nie wymyślaj nowych problemów. - stwierdził parkując.
Może miał rację. Może tylko mi się wydawało. Albo mój umysł był już tak przewrażliwiony, że we wszystkim szukał jakiś intryg. Postanowiłam, że póki co dam sobie z tym spokój.
Wychodząc z samochodu zobaczyłam naszą grubokościstą sąsiadkę z psem. Stała przed blokiem. Od razu mój humor zmienił się. Nie lubiłam jej, ale zwykle nie dawałam jej tego odczuć. Dzisiaj wiedziałam, że się nie pohamuje.
- Idziemy?
- Śpieszy ci się gdzieś?
- Głodny jestem. Czas na obiad.
- Poczekam aż ta głupia baba wejdzie. - powiedziałam wskazując palcem na nią.
- Nie będę umierać z głodu przez twoją rudą sąsiadkę.
Jack wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy przed siebie. Patrzyłam pod nogi myśląc, że być może mnie nie zauważy, jednak myliłam się.
- O pani Camilla, dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Co to się u pani dzieje kochaniutka?
- Nic. - odpowiedziałam i chciałam wejść na klatkę schodową, ale zatrzymała mnie ręką.
- Policja, obcy mężczyźni i nie widzę mojego ulubionego sąsiada pana Marka...
- Jako pani jedyna to wszystko zauważyła. Inni sąsiedzi nie wtykają nosa pod każde drzwi. Ciekawe dlaczego.
- Kochaniutka martwię się o ciebie. Co u Marka?
- Nic. Zabiłam go, bo mi nie chciał zmienić kół na letnie, a to mój nowy partner. Życzę miłego. - powiedziałam zdenerwowana uciekając od sąsiadki.
- Eee... - wypowiedział jakże wymowną samogłoskę "mój nowy partner" będąc w osłupieniu moim zachowaniem.
- Lepiej nic nie mów. - ostrzegłam go na co tylko pokiwał głową.
Komentarze
Prześlij komentarz