Cześć!
Nie wiem czemu tak się stało, że rozdział taki długi, ale podejrzewam, że kolejny również taki będzie. Powoli idziemy w stronę końca i jeszcze chwila, a znajdziecie odpowiedzi na wszystkie pytania :) Tymczasem miłego czytania!
Siedziałam w pokoju przesłuchań, którego znałam tylko z książek, filmów i opowieści Maddie. Postrzegałam go po prostu, jako pokój, który ma sprawić, że winny przyzna się do zarzucanych mu czynów. Jednak w rzeczywistości wyglądało to o wiele gorzej. Już samo przebywanie sam na sam ze swoimi myślami sprawiało, że nerwy brały górę nad wszystkim. Działo się tak głównie przez ciszę, która tu panowała. Żadne dźwięki z zewnątrz nie docierały do środka, a lustro weneckie sprawiało, że człowiek bał się cokolwiek zrobić. Nawet nie mogłam podrapać się po nosie. Czułam, że śledczy zauważyliby cokolwiek, co by świadczyło, że nie jestem wiarygodna, a do tego nie mogłam dopuścić. I choć denerwowałam do tego stopnia, że rozbolał mnie brzuch, to starałam się w ogóle nie ruszać. Chciałam żeby to wyglądało na zwyczajną luźną rozmowę, bo przecież w gruncie rzeczy, to ja byłam tutaj ofiarą.
- Przepraszam, że musiała pani tak długo
czekać. - wparował nagle do pokoju detektyw.
- Detektyw Berkeley? - spytałam zaskoczona
jego pojawieniem się.
- Nie powinna być pani zdziwiona. -
powiedział siadając naprzeciwko mnie. - W końcu jestem pracownikiem tej
placówki. Poza tym zajmuje się sprawą dotyczącą pani męża i brata, więc postanowiłem
przyjrzeć się pani zaginięciu, czy też jak stwierdził pani przyjaciel
"porwaniu". - wyjaśnił robiąc w powietrzu cudzysłów.
- To nie było porwanie. - zaprzeczyłam
bardzo szybko.
- Też tak myślę. Inaczej nie byłoby pani
tutaj.
- Przyszłam wszystko wyjaśnić.
- Dobrze. - Detektyw wyciągnął z kieszeni
mały notes i długopis. - Proszę mówić.
- Dostałam list. - powiedziałam wyciągając
go z torebki.
Chociaż z początku miałam plan, by
wszystkiemu zaprzeczyć, po długich chwilach namysłu stwierdziłam, że nie będzie
to mądre. Dlatego postanowiłam, że zacznę od prawdy. Wtedy łatwiej będzie mi
później skłamać. A gdy detektyw zobaczy, że z początku mówię prawdę, to może
uśpię tym jego czujność i nie zauważy, kiedy przekraczam granicę. Wtedy
wydawało mi się to dobrym posunięcie.
- Czas i miejsce spotkania. - stwierdził
patrząc na kawałek papieru.
- Nie mogłam tego zignorować. Wiedziałam,
że chodzi o Marka.
- Skąd?
- Po prostu to czułam.
- Okej. Pojechała tam pani.
- Okłamałam mamę mówiąc, że jadę po paczkę.
Zrobiłam to, bo by się za bardzo o mnie martwiła.
- Matki takie są. - przyznał.
- Pojechałam do portu. Czekałam i czekałam,
ale nikt się nie zjawił. W końcu wsiadłam do samochodu żeby odjechać, ale jak
na złość nie chciał odpalić. Zdenerwowałam się, uderzyłam pięścią w kierownicę
i postanowiłam pieszo pójść do domu.
- I zostawiła pani wszystkie dokumenty,
torebkę i portfel? – spytał podejrzliwie.
- Byłam tak zdenerwowana, że zapomniałam o
tym. Nie myślałam racjonalnie.
- Czemu nie zadzwoniła pani po taksówkę?
- Nie przyszło mi to do głowy.
- A co z Jackiem?
- Pewnie przyjechał jak już odeszłam
kawałek.
Detektyw pokiwał głową nie odzywając się.
Patrząc w bok bawił się długopisem w dłoni. Wiedziałam, że się nad czymś
zastanawia. Miałam tylko nadzieję, że nie odkrył, że tylko połowa z całej
historii była zgodna z prawdą. Z drugiej strony, a raczej mojej, wydawało mi
się, że nasza rozmowa wyszła jak najbardziej naturalnie i nie było, nad czym
się zastanawiać.
- To wszystko. - powiedział nagle. Wstał z
krzesła i schował notatnik, w którym nic nie zapisał. Widocznie informacje.
Które mu podałam nie były aż tak istotne.
Również wstałam z krzesła. Zarzuciłam pasek
od torby na ramię i skierowałam się do drzwi. Gdy już miałam nacisnąć klamkę
Patrick zatrzymał mnie zadając kolejne pytanie.
- Którą drogą wracała pani do domu?
- Nie wiem. - przyznałam lekko zakłopotana.
Nie przewidziałam, że zapyta o coś takiego.
- Rozumiem.
- Pójdę już. - stwierdziłam czując jak robi
mi się gorąco.
*~~*
- Więc co?
- Coś, co leży w twoich możliwościach. Będzie to wymagało od
ciebie odwagi i sprytu, ale wiem, że sobie poradzisz. Jesteś na to gotowa?
- Po prostu to powiedz. – mówiłam zaczynając podnosić głos.
- Wszystko po kolei. – odpowiedział zadowolony z siebie. - Może
na początek coś prostego. Pozbądź się wszelkich dowodów, które potwierdziłyby
moją obecność w porcie.
- Jak? Przecież Jack cię widział.
- To już nie mój problem. Możesz go gdzieś zamknąć lub zabić.
Wszystko jedno. Mi zależy tylko na zniknięciu dowodów.
- I to wszystko?
- To będzie dobry początek. Później skontaktuje się z tobą,
dostaniesz dalsze instrukcje.
Kiwnęłam lekko głową na znak, że rozumiem. Wtedy Hindus
rozwiązał mnie i ręką pokazał na drzwi. Gestem tym zasugerował mi, że jestem
wolna. Wstałam i otrzepałam brudne spodnie, następnie ruszyłam w stronę drzwi.
Jednak zanim wyszłam usłyszałam za sobą słowa ostrzeżenia.
- Jeśli nie wykonasz moich poleceń, już nigdy nie zobaczysz
Marka.
Ocknęłam się ze wspomnień, gdy zaczęłam
przechodzić przez ulicę nie rozglądając się. Był to błąd. Mimo, że było tu
ograniczenie prędkości, to samochody i tak gnały jak szalone. Na szczęście
udało mi się wyjść z tego cało. Granatowa mazda zdążyła zahamować, ale kierowca
nie był z tego zadowolony. Rzucił w moją stronę kilka nieprzyjemnych komentarzy
i ruszył dalej. Ja również. Moim celem była piekarnia. Mój żołądek dawał mi
głośno do zrozumienia, że powinnam coś zjeść. Juz po chwili zobaczyłam duży
żółty szyld pobliskiej piekarni. Weszłam do niej szybko i kupiłam to, co wpadło
mi w oko. Później ruszyłam dalej. Zajadając się późnym śniadaniem szłam przed
siebie oglądając witryny sklepowe. Przystanęłam przy jednej z butami i
torebkami. Lubiłam kolekcjonować jedne jak i drugie. Torebki małe i duże o
różnych kształtach i kolorach. Buty wysokie i niskie o stonowanych kolorach. Choć
musiałam przyznać, że było to drogie hobby i zajmowało zbyt dużo miejsca.
W pewnym momencie poczułam wibracje w
kieszeni. Sięgnęłam od razu po telefon. Dostałam nową wiadomość od nieznanego
numeru. Domyśliłam się, kto ją wysłał i jednocześnie zaskoczył mnie fakt jak
szybko potrafił działać nadawca smsa. W końcu niecałe 10 minut temu wykonałam
pierwszą instrukcję, a już otrzymałam kolejną. W wiadomości był podany adres i
godzina. Nic więcej. Spojrzałam na zegarek. Miałam godzinę do wyznaczonego
czasu. Szybko obliczyłam, że dojście na Viborgvej 92 zajmie mi około 25 minut.
Nie brałam pod uwagę dojazdu samochodem. W południe korki robiły się największe
w tej części miasta. Nie chciałam ryzykować, że się spóźnię.
Postanowiłam przejść się jeszcze w jedną
uliczkę, gdzie parzyli pyszną kawę. Fakt, nie lubiłam kawy, ale w tym miejscu
była jedyna wyjątkowa, która zasługiwała na moją uwagę. Ruszyłam, więc w tamtą
stronę. Wrzuciłam po drodze torebkę papierową po kanapce do kosza i nagle
poczułam dziwne uczucie. Mój mózg coś zarejestrował. Odwróciłam się, by to
sprawdzić, ale nic nie wydało mi się podejrzane, dlatego ruszyłam dalej.
Zaczęłam się zastanawiać, czy dostaje jakieś paranoi, czy może jestem zbyt
zmęczona i widzę dziwne rzeczy. Jednak, gdy znowu przystanęłam przy szybie
sklepowej, odbicie niedaleko mnie nie było przewidzeniem. Ktoś ewidentnie mnie
śledził. Postanowiłam to sprawdzić jeszcze inaczej. Przyśpieszyłam kroku i
szybko skręciłam w niewielką uliczkę. Przystanęłam i oparłam się plecami o
kamienice, tak żeby nie było mnie widać. Po chwili mój ogon skręcił w moją
stronę i tym samym się ujawnił. Widząc jak szybko został zdemaskowany zmieszał
się. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc po prostu stanął obok mnie.
- Hej Leo. - powiedziałam z uśmiechem.
- Cześć.
- Dzisiaj wolne?
- Tak jakby.
- To znaczy?
- Byłem w pracy, ale już wyszedłem.
- Czyli wracasz do domu? - pytałam
zadowolona widząc jak Leo zaczyna się gubić. Z jednej strony było to dziwne, w
końcu był policjantem i powinien być bardziej przygotowany na to, że ktoś się
zorientuje, że nie przypadkowo za kimś idzie. Z drugiej, mało bywał w terenie.
Specjalizował się w komputerach i nie lubił opuszczać wirtualnego świata.
Postanowiłam wykorzystać chwile jego
nieuwagi w swoimi samolubnym celu. Domyślałam się, że skoro kazali mu mnie
śledzić, to coś zaczynali podejrzewać. Miałam teraz dobrą sposobność, by się
dowiedzieć co.
- Skoro masz czas, zapraszam na kawę. -
powróciłam do dialogu.
- No nie wiem.
- Chodź. - wzięłam go pod rękę i weszliśmy
do lokalu. Usiedliśmy w kącie pod ścianą na wygodnych fotelach, złożyliśmy
zamówienie na kawę i ciasto i zaczęliśmy rozbierać się z kurtek. Spojrzałam na
wyświetlacz telefonu chcąc skontrolować czas i włożyłam go z powrotem do
kurtki. Leo również zaczął się bawić telefonem, ale położył go na stoliku.
- Aż tak bardzo jesteś przywiązany do
urządzeń? - spytałam widząc jak patrzy się ciągle na niego. Jednak nie
odpowiedział mi. Coś go olśniło i obrócił telefon do góry nogami. Nie
wiedziałam, po co to zrobił, ale nie miałam zamiaru wnikać do umysłu nerda.
Jeszcze bym się przeraziła.
- Jak w pracy? – zapytałam próbując znaleźć
jakąś nić porozumienia.
- Leci. Ostatnio nie ma zbyt dużo zajęć,
ale to dobrze.
- Nie ma nagonki.
- Właśnie. A jak u Ciebie? – spytał , gdy
kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
- Nie pracuje. Miałam jechać gdzieś
wypocząć, ale to już nie aktualne.
- Aha. – odparł i spojrzał na mnie dziwnym
wzrokiem. - To, dlatego byłaś w porcie?
- Co? Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Szef twierdzi, że chciałaś się z kimś
spotkać.
- To prawda.
- On ma tu na myśli ludzi, którzy zabili
twojego brata. – dodał słodząc kawę.
- O czym ty mówisz? - spytałam zagubiona w
tej rozmowie.
- Według szefa bardzo dobrze wiesz, kto
zabił Kai'a i gdzie jest Mark, ale wolisz z przestępcami się dogadać niż
współpracować z policją.
- Bzdury. - odparłam zdenerwowana. Ta
rozmowa nie szła w dobrym kierunku. Miałam wyciągnąć od Leo informacje, a tak
naprawdę on chciał sprawić bym to ja mu o wszystkim opowiedziała. Widocznie
detektyw Berkeley mnie przejrzał.
Nieco podenerwowana zaczęłam jeść ciasto,
jednak Leo nie miał zamiaru dawać za wygraną. Postanowił nadal prowadzić
dyskusję.
- Poza tym ten Jack jest dziwny. - zaczął z
innej beczki.
- To znaczy? - zapytałam nie nadążając za
jego tokiem myśli. Widocznie tylko udawał albo sprawiał wrażenie osoby, która
nie nadaje się do pracy w terenie. W rzeczywistości był naprawdę dobry.
- Nie miał żadnych dowodów, że zostałaś
porwana. Samochód nie był dowodem. Pozostawione rzeczy też nie. Jedynym
świadkiem był tylko on, jak i podejrzanym.
- A kamery?
- Jak na złość ani jednej.
Odetchnęłam z ulgą. To znaczyło, że nie
mieli nic. Ani na mnie, ani na Hindusa. Byłam póki co w bezpiecznej sytuacji.
- Zagmatwana sprawa.
- Prawda. Pojawia się dużo różnych wątków,
które ciężko powiązać ze sobą. Jak chociażby pojawienie się Marka na stacji
paliw z tymi podejrzany ludźmi. Poruszali się w taki sposób jakby wiedzieli
gdzie są kamery, a gdzie martwe strefy i... - urwał nagle.
- I co?
- Już zbyt wiele powiedziałem. Muszę to
wyciąć. - powiedział do siebie pod nosem. Zaraz potem usłyszałam znajomy dźwięk
z jego telefonu.
- Nagrywałeś to?
- Co? – spytał przerażony.
- Nagrywałeś naszą rozmowę?
- Nie.
- To pokaż telefon. - zażądałam wyciągając
rękę w jego stronę.
- Nie mogę. To służbowy telefon.
- Daj mi go.
- Nie!
Wstałam z miejsca i zaczęłam wyrywać
przedmiot z jego rąk. Z początku szło mi dobrze dzięki długim paznokci, które
wbijałam w jego skórę. Jednak w końcu Leo mnie odepchnął, przez co straciłam
równowagę, opadłam na fotel i puściłam telefon, który wpadł do mojej filiżanki
z nietkniętą kawą.
- Coś ty zrobiła?!
Sama nie mogłam uwierzyć w to, co się przed
chwilą stało. Nie chciałam popsuć telefonu, ale wyszło inaczej.
- Nie chciałam. - przyznałam.
- Trzeba było mi go nie zabierać. – zaczął
mówić nerwowo.
- Trzeba było mnie nie nagrywać.
- Myślisz, że chciałem tego?
- A nie?
- Wolałbym siedzieć na posterunku niż latać
za przyjaciółką Maddie, która ma nie po kolei w głowie!
- Ha! - wstałam nie mogąc wytrzymać emocji,
które się we mnie kotłowały. - Czyli przyznajesz, że mnie śledziłeś?
- Nie tylko śledziłem. Sprawdzam wiadomości
i połączenia, które dostajesz. Wiem, na co i ile wydajesz. I dobrze wiem, że
wiesz o wiele więcej niż mówisz!
- Przepraszam. - usłyszeliśmy spokojny głos
obok siebie. Spojrzeliśmy jednocześnie w miejsce, w którym pojawiła się
kelnerka, która nas wcześniej obsługiwała. - Mogą się państwo uspokoić?
- Już skończyliśmy. - stwierdziłam biorąc
swoje rzeczy i wychodząc zdenerwowana. Leo chciał zrobić to samo, ale został
zatrzymany przez innego pracownikach.
- Chwileczkę, musi pan zapłacić.
Komentarze
Prześlij komentarz